Król Lew – recenzja

Tydzień temu minęło 25 lat od premiery jednej z najbardziej znanej animacji Disney’a czyli Króla Lwa. Więc nie było, żadnego przypadku, że w ostatni piątek miał premierę jego reboot, stanowiący kolejną nakręconą na nową klasyczna animację Disney’a. Czy jest to godny następca legendarnej już animacji, czy też nagranie go w CGI spowodowało, że utracił on swoją magię i klimat? O tym i o innych rzeczach związanych z filmem przeczytacie w dalszej części recenzji.

Zacznijmy od fabuły, tutaj zaskoczenia nie ma. Najnowszy Król Lew jest idealną kopią swojego pierwowzoru z 1994 r., gdzie oprócz dodanych kilku scen film niczym się nie różni od oryginału jeżeli chodzi o przebieg fabuły czy niektóre dialogi. Dlatego też nie będę skupiał się na fabule, gdyż każdy kto widział animowanego Króla Lwa wie czego się spodziewać. Skupię się za to na animacji, postaciach, piosenkach oraz polskim dubbingu. Największą różnicą pomiędzy oryginałem, a rebootem jest taka, że w nowej wersji postaci zostały stworzone za pomocą CGI. Właśnie tutaj wiele osób kieruje główny zarzut wobec najnowszej wersji Króla Lwa, która za sprawą efektów komputerowych stała się zbyt realistyczna i utraciła swój bajkowy urok. Czy tak rzeczywiście jest? Moim zdaniem nie, gdyż dzięki temu, że w nowej wersji Króla Lwa zwierzęta wyglądają realistycznie, pokazuje to ewolucję filmu w stosunku do pierwowzoru i możliwości jakie daje współczesna technologia. Właśnie dzięki temu, że bohaterowie, wyglądali jak w filmie dokumentalnym National Geographic czułem większą bliskość z nimi, a realizm zwiększał tylko wiarygodność historii. To była odważna decyzja ze strony twórców aby w ten sposób nakręcić Króla Lwa, ale moim zdaniem udało im się to a sam film dużo na tym zyskał i nie stracił nic z oryginału.

Co do postaci tutaj także nie ma większych zaskoczeń. Każda z postaci zachowała swoje cechy znane z oryginału: Mufasa jest dumnym i sprawiedliwym władcą, Skaza jak Skaza pragnie tylko władzy, Simba na początku jest beztroskim lwiątkiem jednak później staje się godnym następcą swojego ojca, Nala jest oparciem dla Simby. No i Hieny, tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie. W animacji zostały przedstawione jako mało rozgarnięci pomocnicy Skazy w nowej wersji sytuacja wygląda inaczej. Ich rola została uwypuklona, szczególnie Shenzi, a ich zachwianie jest zdecydowanie bardziej wyrachowane i ukierunkowane na spełnienie swoich potrzeb.

Piosenki, te wypadają równie świetnie jak w oryginale, każda ma swój urok i zapada w pamięć jak nieśmiertelne Hakuna Matata czy Krąg życia. Jednak pojawia się pewien minus jest nią przearanżowana piosenka Skazy. Pomimo tego że ma fajną warstwę muzyczną i jest recytowana. To główną bolączką jest polskie tłumaczenie, które zmieniło nieśmiertelne Przyjdzie czas na Dam wam znak, oraz moim zdaniem dziwnie przetłumaczono jej tekst. Zdecydowanie lepiej wypada oryginalna wersja angielskojęzyczna. Choć w ogólnym rozrachunku i tak nie dorównuje ona tej z 1994 r.

I na sam koniec najważniejsza sprawa jeżeli chodzi o rodzimą wersję Króla Lwa czyli dubbing. Wersja z 1994 r. stała się kultowa by nie powiedzieć legendarna z duetem Krzysztof Tyniec i Emilian Kamiński jako Timon i Pumba czy Marek Barbasiewicz jako Skaza. Niestety w najnowszej wersji z oryginalnych aktorów głosowych pozostał tylko Wiktor Zborowski w roli Mufasy, nawet pomimo upływu tych 25 lat Mufasa nadal brzmi władczo i czuć jego siłę. A jak wypadają nowi aktorzy? Największe obawy miałem wobec Skazy, któremu głosu użyczył Artur Żmijewski. I muszę przyznać, że nowy Skaza brzmi zaskakująco dobrze, ponieważ nie próbuje naśladować Barbasiewicza lecz gra Skazę po swojemu, co daje bardzo fajny efekt i najważniejsze, że brzmi groźnie. Wiele osób nie może pogodzić się z tym, że w nowej wersji nie usłyszymy duetu Tyniec/Kamiński, uznając tym samym, że nie jest to już to samo. Moim zdaniem tak nie jest, nowy Timon czyli Maciej Stuhr oraz jako Pumba Michał Piela odwalili kawał bardzo dobrej roboty. Czuć, że aktorzy dobrze bawili się swoimi postaciami, brzmią one naprawdę fajnie (szczególnie podczas piosenek) i mają to coś i nie zagrali gorzej od dobrze znanego wszystkim duetu. Do pozostałych postaci również nie mam żadnych zastrzeżeń, wszystkie postaci postaci brzmią bardzo dobrze i nie ma się czego obawiać, jeżeli chodzi o dubbing.

Czy nowy Król Lew jest godnym następcą kultowej już animacji z 1994 r.? Moim zdaniem tak. Jeżeli jesteś fanem starego Króla Lwa tutaj będziesz czuł się jak w domu. Realizm jaki został uzyskany dzięki zastosowaniu efektów CGI sprawił, że opowieść zyskała na wiarygodności. O piosenkach nie muszę wspominać, gdyż sam nuciłem je pod nosem w czasie seansu. Jeżeli macie obawy wobec nowego dubbingu, to nie ma się czego obawiać, nawet jeżeli w niektórych rolach nie wyobrażacie sobie innych głosów, tutaj dubbing wyszedł bardzo dobrze.
Nie przedłużając nie czekajcie tylko idźcie bo jest to stary dobry Król Lew tylko w nowych szatach, który zapewni wspaniałą nostalgiczną podróż do niezapomnianej historii.

Dodaj komentarz