Bramy ze złota. Zmierzch bogów – recenzja

Na ostatnią książkę z trylogii Bramy ze złota nie trzeba było długo czekać, gdyż od premiery poprzedniego tomu minęły dwa miesiące. Ci z Was, którzy czytali Złote miasto wiedzą doskonale w jak ważnym i dramatycznym momencie skończył się ten tom. W mojej głowie i zapewne u wielu czytelników pojawiały się pytania: co w tej sytuacji zrobi Zahred, co będzie dalej z Mirą, czy Arabowie ruszą do kolejnego szturmu aby ostatecznie złamać opór obrońców? Sam autor podkreślał, że jest to powieść mocno osadzona w historii. Świadomość, że książka dokładnie odwzorowuje tamte wydarzenia w połączeniu z fikcyjną postacią Zahreda i jego Waregów, którzy trafiają do oblężonego Konstantynopola daje naprawdę świetne połączenie. Zaś znajomość tamtych wydarzeń, o których przeczytaliście w opracowaniach czy internecie wcale nie psuje przyjemności z czytania książki.
Jeśli chcecie zapoznać się z recenzjami poprzednich tomów to Świątynię na bagnach znajdziecie – tutaj, a Złote miasto – tutaj.
Tyle słowem wstępu, czas na recenzję Zmierzchu bogów.

Cesarz Teodozjusz III (z prawej), zgadza się płacić Chanowi Terwelowi (z lewej) coroczny trybut, jest to cena sojuszu, który był skierowany przeciw Kononowi, który ogłosił się cesarzem i zawiązał sojusz z Kalifatem Umajjadów (Pliska, lato 716, koloryzowane)

Oblężenie Konstantynopola trwa nadal. Od wydarzeń przedstawionych w Złotym mieście minęły dwa miesiące, rozpoczyna się jesień. Zahred po odkryciu jakiego dokonał w świątynia Haga Sophia, wie, że miasto nie może upaść i jest gotów na wszytko aby do tego nie dopuścić. A jak wiemy z poprzednich tomów dobrze wiemy co to oznacza i nie cofnie się przed niczym aby zrealizować swój cel.
Jak się okazuje emir Maslama nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, mimo wydarzeń, które rozegrały się pod koniec Złotego miasta. Jego armia nie przeprowadziła jeszcze generalnego szturmu, a dotychczasowe ataki były tylko próbami wyszukania najsłabszych punktów umocnień Konstantynopola. Przez dwa miesiące obóz oblegających przeistoczył się w samowystarczalne miasto z kuźniami, spichlerzami czy polami obsianymi zbożem. Maslama jest gotów zdobyć Konstantynopol, nawet jeżeli miałoby ono trwać rok albo dłużej. Jak wynika z listów, które otrzymał od swoich braci, wiosną mają nadejść posiłki w sile 12 tys. ludzi doborowej piechoty mającej przybyć przez Azję Mniejszą oraz dwóch potężnych flot. Nawet jeśli Konstantynopol przetrwa do wiosny to jego los wydaje się przypieczętowany.
Jednak w samym mieście nie dzieje się za dobrze, w związku z oblężeniem zostaje wydany edykt o racjonowaniu żywności co nie za bardzo podoba się mieszkańcom. Część dostojników, którzy biorą udział w zebraniach rady cesarskiej, jest gotowych na rozpoczęcie rozmów z Maslamą i przystaniem na jego warunki byleby tylko zwinął oblężenie. Pamiętacie o zatargu Waregów z rzezimieszkami? To wiedzcie, że ich herszt nie zamierza im tego darować i chce zemścić się na Zahredzie uderzając w jego najczulszy punkt czyli Mirę. Jak się okazuje w mieście działają również arabscy skrytobójcy, którzy czekają tylko na odpowiedni moment, aby przeniknąć do pałacu i zakończyć żywot cesarza Leona. Skoro są zabójcy to musza być i szpiedzy, którzy donoszą Maslamie o ruchach obrońców. Zdrajcą może być praktycznie każdy czy to ktoś z otoczenia cesarza, dworzanin, zwykły mieszkaniec miasta, a może jeden z Waregów, który nagle zaczyna się zachowywać dość dziwnie jakby skrywał jakąś tajemnicę.
Cesarz wie, że musi obronić Konstantynopol za wszelką cenę, o czym stale przypomina mu Zahred, który dzięki panu Niketasowi znalazł się blisko samego władcy. Wszystko w tym przypadku oznacza nawet pomoc od swojego niedawnego wroga a obecnie sojusznika chana Terwela rządzącego państwem Ongurów, jeśli zgodzi się przybyć z odsieczą to jaka będzie jego cena i kto ją zapłaci?
Jeśli chcecie poznać finał tej historii, jak zakończy się oblężenie Konstantynopola, kto okaże się prawdziwym zwycięzcom, a jaki los czeka Zahreda i Mirę, to nie czekajcie tylko sięgnijcie po Zmierzch bogów.

„Zawór zaskrzypiał, otwierając ujście. Kłębiąca się w nagrzanym kotle para strzeliła do komory, z trudną do wyobrażenia siłą wypierając rozgrzaną płynną mieszankę przez wąskie ujście węża, tłocząc ją dalej w stalową lancę miotacza i ku dyszy, na końcu której pełgał ogienek pochodni. Czarny otwór gardzieli miotacza bluznął strugą ryczącego kotłującego się ognia. (…) Płomienie chlapnęły na boki, rozlały się kałużą po falach.”

Gdy skończyłem czytać książkę, to nie mogłem uwierzyć, że jest to już koniec tej historii. Jak najkrócej mogę opisać Zmierzch bogów jak i całą trylogię Bramy ze złota? Chyba tak, że nie spodziewałem się tak świetnie napisanej historii. Ale po kolei.
Jeśli spodobało Wam się Złote miasto to Zmierzch bogów przebija je w każdym aspekcie. Widać, że autor podszedł do tematu oblężenia Konstantynopola w latach 717-718 naprawdę profesjonalnie. Udało mu się w pełni zachować zgodność historyczną tamtych wydarzeń dodając do tego świetne wątki fikcyjnych bohaterów, które nie dość, że nie popsuły narracji historycznej to jeszcze nadały jej kolorytu.
No własnie wydarzenia historyczne, zapewne część z Was już podczas czytania Złotego miasta, sięgnęła po opracowania aby sprawdzić co tak naprawdę działo się w 717 r. Tak jak pisałem wcześniej znajomość tamtych wydarzeń wcale nie psuje przyjemności czytania książki. Co więcej w trakcie jej czytania, podczas niektórych fragmentów uśmiechałem się pod nosem, gdy rozpoznawałem wydarzenia, o których wcześniej czytałem. Po skończonej lekturze polecam obejrzeć poniższy filmik, w którym dokładnie zostaje omówione oblężenie Konstantynopola w latach 717-718, myślę że po jego zobaczeniu książka zyska jeszcze więcej w waszych oczach.
Jeśli chodzi o bohaterów to Zahreda nie muszę nikomu przedstawiać jest to ten sam stary dobry Zahred znany z poprzednich tomów. W Zmierzchu bogów widać wyraźnie, że lata doświadczeń, działają na jego korzyść, a teraz gdy został dostrzeżony stał się jeszcze bardziej nieprzewidywalny i groźny niż był wcześniej i jest zawsze dwa kroki przed innymi.
Mira jest bohaterka, której rozwój mogliśmy śledzić przez całą trylogię. W pierwszym tomie była to młoda dziewczyna, która nie znała niczego poza swoją osadą i jej okolicą. W drugim mogliśmy obserwować jej przemianę, w której nie mały udział miała miłość do Zahreda oraz odkrycie przez nią miejsc, o których wcześniej nie śniła. W Zmierzchu bogów, jest jedna z ciekawszych postaci, która momentami kradnie show Zahredowi. Mira w pewnym momencie zaczyna odgrywać kluczową rolę dla fabuły książki, szczególnie gdy pozna bliżej siostrę cesarza Annę, i wcale to nie będzie jedyny moment gdy zaskoczy was ta niepozorna bohaterka.

Jazda Ongurów naciera na Arabów, „Piechota to wojsko tych, co siedzą za murami miasta. Koń, łuk i oszczep władają polami, które to miasto żywią.” – Chan Terwel
Kniaź Kormesij i jego gwardia pod Adrianopolem

Jednak prawdziwym bohaterem tej książki jest postać, która momentami przyćmiewa samego Zahreda, a jest nim nie kto inny tylko emir Maslama. Tak w trzecim tomie ta postać naprawdę rozwija skrzydła, możemy dokładnie przyjrzeć się jego motywacjom, problemami, z którymi się zmaga. Jest to bez dwóch zdań najlepsza postać historyczna pojawiająca się w tym tomie, a dzięki autorowi zyskała ona praktycznie nowe życie. Nie powiem w trakcie lektury książki zaczynałem kibicować Maslamie, rozumiejąc motywy jego działań i że to on ma rację, a to cesarz i jego otoczenie są tymi złymi. Maslama jest przeciwnikiem, z jakim dawno Zahred nie miał do czynienia, a spotkanie tych dwóch bohaterów na pewno zapadnie Wam w pamięć.
Jeśli chodzi o mieszkańców Konstantynopola możemy podzielić ich na dwie grupy tych sprzyjających Zahredowi i tych spiskujących przeciwko niemu. Przez większość książki będziemy śledzić dwór cesarza i jego otoczenie, które prowadzi własne gry. W które chcąc nie chcąc zostaną zaangażowani Zahred, Mira, a z czasem nawet i niektórzy Waregowie. Trzeba będzie wiedzieć kto jest naprawdę przyjacielem, a kto wykorzystuje znajomości dla swoich celów. Z czasem może się okazać, że prawdziwy wróg nie stoi pod miastem, lecz już w nim jest.
Jak wspominał autor podczas premiery książki, gdy na kartach powieści pojawiają się Ongurowie to przyćmiewają oni wszystkich, to bez dwóch zdań przyznaję tak jest. Nie będę Wam więcej pisał na ich temat, gdyż sceny z ich udziałem na długo zapadną Wam w pamięć.
Co do nawiązań do poprzednich części jak i innych książek to trochę ich znajdziecie. Na pewno poznacie nowe informacje, związane z przeszłością Zahreda, potwierdzające te, które znalazły się w Złotym mieście. Pamiętacie zapewne spalenie przez Waregów części portowej miasta Tyros, jeśli tak to tutaj wydarzenie to znajdzie swój finał, i bez wątpienia będzie miało wpływ na losy bohaterów. Czy są tutaj jacyś fani Władcy Pierścieni? Jeśli tak to w Zmierzch bogów też znajdziecie coś dla siebie. Mogę zdradzić tyle, że w jednym fragmencie książki autor bez dwóch zdań zainspirował się jedną z najbardziej ikonicznych scen z trylogii Tolkiena, jedyne co mogę powiedzieć to to, że jest ona związana z bitwą na Polach Pelennoru.

Ogień grecki i jego niszczycielska siła

Słowem podsumowania, jedyne co mi przychodzi do głowy to to, że Michał Gołkowski napisał jedną z najlepszych powieści historycznych jaką czytałem w ostatnim czasie i mówię tu nie tylko o Zmierzchu bogów ale o całej trylogii. Jest to książka kompletna, świetnie przedstawiająca wydarzenia rozgrywające się w latach 717-718, łączące się z fikcją, która została tak umiejętnie wpleciona przez autora, że w pewnym momencie jesteśmy stanie uwierzyć, że Zahred i jego Waregowie mogli pojawić się wtedy w Konstantynopolu.
Jeśli więc szukacie porządnej i ciekawej powieści historycznej to właśnie taką znaleźliście. Fanów Zahreda nie muszę do niej zachęcać, gdyż zapewne tak jak już ją przeczytaliście lub jesteście w trakcie. Gwarantuje Wam, że nie będziecie żałować czasu spędzonego ze Zmierzchem bogów, szczególnie jeśli chodzi o finał tej historii, którego nie spodziewałem się w żaden sposób i wy też zapewne nie. Jeszcze długo po skończonej lekturze będziecie się zastanawiać jak do tego doszło i co mogą oznaczać dla dalszej historii Zahreda ostatnie słowa epilogu.
Chylę czoła przed autorem, który przeniósł karty powieści ten dość mało znany okres historii i zrobił to w sposób z jakiego naprawdę może być dumny (po skończonej lekturze przeczytajcie koniecznie rozdział Od autora). Tym samym Michał Gołkowski udowodnił, że ma talent nie tylko do pisania książek z uniwersum Stalkera i nie tylko, ale również powieści historycznych, które śmiało mogą rywalizować z tymi pióra Bernarda Cornwella czy Simona Scarrowa.
Jak zapewne widzicie jesteśmy praktycznie na półmetku przygód Zahreda czyli Siedmioksięgu grzechu. Jednak autor nie spoczywa na laurach, lecz pracuje nad kolejnymi tomami. A powrót do Konstantynopola jest bliższy niż nam się wszystkim wydaje. Gdyż zza widnokręgu wyłania się  trylogia Ostatni cesarz, której akcja będzie obejmować okres panowania cesarza Manuela II Komnena.

Na sam koniec chciałbym podziękować wydawnictwu Fabryka Słów za przesłanie egzemplarza recenzenckiego Zmierzchu bogów, dzięki któremu mogłem napisać tę recenzję.

Jedna myśl na temat “Bramy ze złota. Zmierzch bogów – recenzja

Dodaj komentarz